Po godzinach

2025-07-17 Opowiadania erotyczne
Po godzinach
W firmie wszyscy znali ich jako duet nie do ruszenia. Ona – chłodna perfekcjonistka z działu kadr. On – twardy dyrektor zarządzający, którego nikt nie odważył się zaprosić na kawę.
Ale między nimi istniała linia, którą oboje codziennie ledwo przekraczali.
Spojrzenia trwające ułamek sekundy za długo.
Przypadkowy dotyk dłoni, gdy sięgali po ten sam raport.
Cisza w windzie, która pulsowała napięciem.
I potem przyszedł wieczór.
Firma opustoszała, światła przygasły, a oni zostali ostatni.
Anna zapukała do jego gabinetu z dokumentami w ręce – pretekstem tak oczywistym, że aż niepotrzebnym.
– Możemy to omówić teraz? – zapytała, z głosem spokojnym jak zawsze.
– Teraz – powtórzył. – Wejdź.
Zamknęła za sobą drzwi. Nie usiadła.
On też nie wstał.
Chwila ciszy. Patrzyli na siebie.
– Wiesz, że to zły pomysł – powiedziała.
– Wiem – odpowiedział. – Ale oboje wiemy, że dojdzie do tego prędzej czy później.
Podszedł do niej. Ujął dokumenty z jej rąk i odłożył na bok.
Ich usta były już blisko.
Za blisko, żeby się cofnąć.
Nie całowali się jeszcze, ale to było bardziej namiętne niż niejeden dotyk.
– Ostatnia szansa, Anna.
– Nie kłam. Ty już dawno zdecydowałeś.
Wtedy ich usta się spotkały. Bez uprzedzenia.
Głęboko. Natarczywie. Brutalnie pięknie.
I wtedy przestała być szefową, a on przestał być dyrektorem.
Zostali tylko kobieta i mężczyzna.
Głodni. Wściekle głodni siebie nawzajem.
 

Drzwi gabinetu zatrzasnęły się za nimi.
On stał przy biurku. Ona podeszła powoli, bez słowa.
Wystarczyło jedno spojrzenie.
Ich ciała zderzyły się w pocałunku, który nie był delikatny. Był ciężki od miesięcy niedotykalnej bliskości.
Jacek pociągnął ją do siebie i rozpiął guziki jej bluzki. Materiał rozsunął się na boki, odsłaniając czarną koronkę.
– Wiedziałaś, że dziś to się stanie – mruknął.
– Nie miałam wątpliwości – odpowiedziała, zdzierając z niego koszulę.
Pchnął ją na biurko, mocno, bez pytania. Jej spódnica podjechała wysoko, a on rozsunął jej nogi.
Nie prosił.
Zsunął jej majtki, a potem, czując pod palcami ciepło i wilgoć, po prostu wszedł w nią. Głęboko. Powoli. Aż do końca.
Jęknęła.
To nie był seks z kimś nowym. To była eksplozja tego, co tłumili zbyt długo.
Ich ciała poruszały się w rytmie czystego instynktu. Żadnych słów. Tylko uderzenia bioder, oddechy, stłumione jęki.
Nie było miękko. Było intensywnie. Mocno. Dokładnie tak, jak tego potrzebowali.
Kiedy szczyt zbliżył się nieodwołalnie, Anna chwyciła go za plecy i wygięła się w łuk.
On przyspieszył.
Zamknęła oczy i przestała walczyć z tym, co się działo.
Ich finał był wspólny. Głośny. Nagły.
Prawdziwy.
Potem chwilę zostali w bezruchu. Biurko trzeszczało pod nimi, ale cisza była głośniejsza.
– To był błąd – powiedziała cicho.
– To był początek – odpowiedział bez wahania

cdn...

Do góry